niedziela, 10 lutego 2013

Rozdział 4:"Deszcz meteorytów"


-Już myślałam, że o mnie zapomniałeś. –Kobieta wsiadła do srebrnego samochodu.
-Przepraszam, szef mnie zatrzymał na „pięć minutek” i nie mogłem szybciej. –Usprawiedliwił się mężczyzna i przekręcił kluczyk w stacyjce. Auto zabuczało chwilę i ruszyło.
-Dobrze, że w ogóle przyjechałeś. –Zaśmiała się dźwięcznie i natychmiast zamilkła, robiąc przy tym zawstydzoną minę. Widząc to, Gabriel odpowiedział szybko:
-No co ty! Aż takim sklerotykiem nie jestem. –I sam się uśmiechnął.
Jej śmiech rozchodził się echem po jego mózgu. Nie rozumiał czego się wstydziła. Przecież ma piękny głos, wręcz anielski. Mogłaby się śmiać i śmiać, a jemu wcale by to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Mógłby resztę życia spędzić tylko słuchając jej głosu, nic więcej.
-„Gabriel, zejdź na ziemię!” –Skarcił się w myślach i natychmiast postanowił zacząć rozmowę, bo zaległa nieznośna cisza.
Gdy dojechali już na miejsce śmiali się i żartowali, jak starzy znajomi, którzy tylko nie widzieli się przez jakiś czas. Weszli do domu i już w progu czekała na nich suczka. Gdy zobaczyła kobietę najpierw jakby się wahała, później zaczęła ją obwąchiwać i radośnie szczekać.
-Chyba się za tobą stęskniła. –Powiedział Gabriel, po czym pogłaskał rottweilera po grzbiecie.
-Tak… -Uśmiechnęła się kwieciście i spojrzała na psa z takim utęsknieniem i miłością, że mężczyźnie zrobiło się żal i wstyd, że zgodził się na wzięcie psa do siebie.
-Wejdź, rozbierz się. –Zaprosił ją do kuchni, przerywając ciszę.
Kobieta zdjęła brązowy płaszcz i powiesiła go na wieszaku obok drzwi.
-Napijesz się wina? –Spytał, wyjmując kieliszki.
-Wina?
Gabriel zmarszczył brwi, po czym uśmiechnął się lekko, jakby niedowierzając.
-Tak, wina. Nie pijesz?
-Ja… To znaczy, nie, nie piję wina. –Zakłopotała się, po czym lekko przygryzła wargę. Mężczyzna zauważył to.
-Emm… wszystko w porządku?
-Tak, tak. Może wodę. –Odpowiedziała pospiesznie i odwróciła wzrok. Niby to na psa.
-Heh, nie dam ci wody, bo jeszcze pomyślisz, że jakiś niegościnny jestem. –Starał się załagodzić sytuację. Chyba się udało, bo kobieta uśmiechnęła się, jakby z ulgą. –Może herbaty w takim razie?
-Z przyjemnością. Jeślibyś  mógł, to z miodem.
Gabriel uśmiechnął się chytrze.
-Ok., ok.
Znów zapadła cisza.
-Jesteś abstynentką? Jeśli można wiedzieć. –Spytał, chowając kieliszki, a wyjmując kubki.
-Absyste… ntką? –Powtórzyła z lekkim trudem, jakby nie rozumiejąc. Znów spłonęła rumieńcem.
Tym razem Gabriel zrobił naprawdę zdziwioną minę.
-Abstynentką. Czyli nie pijesz alkoholu. –Wytłumaczył, wrzucając saszetki z herbatą. –Z jakiej gwiazdy się urwałaś? –Zaśmiał się, żeby po raz kolejny załagodzić trudną sytuację.
-Chyba z Wenus. –Odpowiedziała niepewnie i przez jej twarz przemknął cień uśmiechu.
Mężczyzna zaczął się śmiać.
-Pewnie, a ja jestem z Marsa. –Dodał. –Podoba mi się twoje poczucie humoru.
-Mnie też.
Znów parsknął śmiechem. Woda w czajniku już się zagotowała. Zalał herbaty i podał jeden kubek kobiecie. Ta uśmiechnęła się w podzięce.
Za oknem już zmierzchało. Gdzieś w dali zahuczała sowa. Zbliżała się 19. O tej porze mężczyzna zawsze karmił psa, więc nasypał do miski trochę psich pyszności i usiadł przy stole naprzeciw rudowłosej.
-Nie jesteś stąd. –Zaczął i wpatrzył się w nią uważniej. –To małe miasteczko, tu prawie wszyscy się znają, a ciebie nigdy nie widziałem.
-Niedawno się tu przeprowadziłam. –Wzięła łyk gorącej herbaty i w oczach natychmiast stanęły jej świeczki. –Aaa… Mój jenwyk!
Zaczęła machać dłońmi w stronę otwartej buzi. Kuchnia znów wypełniła się donośnym śmiechem mężczyzny.
-Eliza… -Wstał i podszedł do zlewu. Wyciągnął szklankę, nalał do niej zimnej wody i podał rudowłosej, która wypiła łapczywie całą zawartość.
-Pfeplafam… -Wydukała i spuściła głowę. Zaczęła bawić się nerwowo końcami swoich ognistych włosów, żeby zająć czymś ręce.
-Nie szkodzi. –Uśmiechnął się Gabriel i spojrzał na kobietę.
-Och! –Nagle Eliza zrobiła minę jakby jej się coś przypomniało.
-Co? Co się stało?
-Dzisiaj deszcz meteorytów. –Zabłysły jej oczy. –Chodźmy pooglądać!
-W telewizji? –Spytał zdezorientowany mężczyzna i po chwili kobieta ciągnęła go już w stronę wyjścia.
-Nie! Na dworze. –Zaśmiała się.
-Hmm, no ok., ok. –Odpowiedział i narzucił na siebie kurtkę.
Po chwili wyszli już z domu, a za nimi Mała.
-Kiepsko będzie tu widać, chodźmy na jakieś wzgórze. –Spojrzała w niebo i zapięła go końca guziki płaszczu.
-Niedaleko jest takie wzniesienie… Możemy tam iść, ale to dziesięć minut drogi.
-Nie szkodzi.
Gabriel wrócił do domu po latarkę i ruszyli przez działkę mężczyzny. Doszli do końca ogrodzenia i przeszli przez metalową bramkę, która skrzypnęła głucho. Weszli w niewielki lasek i ruszyli gęsiego przed siebie. Pies wyprzedził ich i co jakiś czas zatrzymywał się koło jakiegoś drzewa, żeby zaznaczyć terytorium.
-Wiesz… -Zaczął Gabriel, odsuwając kolejną gałąź sprzed twarzy. –Inaczej wyobrażałem sobie nasze dzisiejsze spotkanie.
-To znaczy, że ci się nie podoba? –Stanęła, blokując mężczyźnie przejście.
-Nie! Tego nie powiedziałem. –Zaczął się bronić i pchnął ją lekko do przodu, aby szła. –Chodziło mi o to, że myślałem, że jakoś inaczej spędzimy ten wieczór. To znaczy… bardziej nudno wyobrażałem to sobie. –Zaśmiał się lekko.
-Heh, to chyba dobrze… -Odpowiedziała niepewnie i po chwili wyszli z lasku. Im oczom ukazało się niewielkie wzgórze, które otaczały drzewa. Było cicho i spokojnie. Od czasu do czasu było słychać pohukiwania sów, które ruszały na nocne łowy.
-No i jest. –Powiedział mężczyzna i wziął latarkę od Elizy, która wcześniej ją trzymała. Oświetlił im dróżkę i udali się na pagórek.
-Zobacz! Już się zaczęło. –Powiedziała zachwycona kobieta i usiadła na ziemi.
-Tak.. hej! Jest zimno, przeziębisz się. –Odparł Gabriel i zdjął kurtkę. Wyścielił ją obok rudowłosej.
-Mam siąść na twojej kurtce? Będzie brudna. –Zdziwiła się, ale posłusznie usiadła, a obok niej nieśmiało mężczyzna. Jego ciało od jej dzieliło tylko 5 centymetrów. Poczuł jak przechodzi go dreszcz. I na pewno nie był on spowodowany temperaturą. Spojrzał w stronę kobiety. Była wpatrzona w niebo, a w jej oczach odbijały się spadające meteory. Kilka kosmyków włosów opadało na jej twarz. Chciał je odgarnąć, ale zaraz się skarcił w myślach.
-Piękna… -Wypowiedział nieświadomie na głos i zaraz ugryzł się w język.
Kobieta spojrzała na niego z pytającym wzrokiem.
-Co jest takiego pięknego?
-Emm… ta gwiazda, która spadła. To znaczy..
-Meteoryt. –Poprawiła go i uśmiechnęła się delikatnie. Znów spojrzała w niebo tym razem lekko zakłopotana.
Mężczyzna przeklinał się w myślach, że pozwolił sobie na coś takiego. Tym razem i on spojrzał w niebo. Nagle podeszła do nich suczka i położyła im się na nogach. Eliza uśmiechnęła się do niej i pogłaskała ją po grzbiecie.
Po chwili mężczyzna zobaczył, że ciało Elizy lekko drży.
-Zimno ci? –Spytał i nie czekając na odpowiedź zdjął z siebie bluzę i narzucił ją na plecy kobiety. Sam został tylko w koszulce z krótkim rękawem.
-Ohh, nie, będzie ci zimno! –Zaprotestowała i już chciała ściągnąć z siebie bluzę, gdy Gabriel przytrzymał jej rękę w geście, by tego nie robiła.
-Nic mi nie będzie. Trzeba hartować ciało. –Posłał je uśmiech i znów spojrzał w gwiazdy.
Kobieta przypatrywała mu się chwilę ze zdumieniem i sama uśmiechnęła się do siebie. Uświadomiła sobie, że on wciąż trzyma jej rękę na jej ramieniu. Szybko ją zabrała i zarumieniła się lekko.
-Przepraszam. Zapomniałem… Ja.. –Zaczął się tłumaczyć.
-Ok., wszystko w porządku. –Odpowiedziała cicho i schowała ręce do kieszeni.
-„Super Gab, jeszcze trochę a zaczniesz ją rozbierać wzrokiem” –Pomyślał i poczuł falę gniewu. Wziął głęboki oddech i gdy chciał już coś powiedzieć nagle zobaczył między drzewami coś ciemnego. To coś im się chyba przypatrywało. Było ciemno, więc nie widział co to jest.
-Heh, Gabriel, co to za mina? –Spytała ze śmiechem rudowłosa, gdy na niego spojrzała.
-C-coś tam jest. –Powiedział lekko drżącym, ale zdobywającym się na odwagę głosem. –Chyba coś dużego.
Eliza spoważniała. Przyglądała mu się jeszcze chwilę, jakby się wahając, czy na pewno się odwrócić. W końcu jednak skierowała wzrok tam, gdzie mężczyzna.  Nic jednak nie zobaczyła.
-Gabriel.. wszystko w porządku? Tam nic nie ma. –Powiedziała lekko przejęta.
-Jak to nie ma? Przed chwilą tam coś było! –Odpowiedział nerwowym szeptem.
Spojrzała na niego i znów w tamto miejsce.
-Ale nic nie ma. –Również zniżyła głos do szeptu.
Siedzieli przez jakąś minutę w ciszy, przypatrując się sobie, kiedy nagle zerwał się pies i zaczął groźnie warczeć. Przeszedł ich dreszcz. Szybko wstali.
-Co jest? –Spytała prawie z rozpaczą w głosie.
-Nie wiem. –Odpowiedział szybko mężczyzna i zaczął szukać latarki. Drżącymi rękoma macał zimną ziemię, aż w końcu trafił na twardy, cieplejszy niż ziemia przedmiot. Podniósł go z ulgą z ziemi.
Rottweiler  zaczął ujadać coraz głośniej.
-Mała, do nogi! –Szepnęła głośniej Eliza, tuląc się do psa.
-Lepiej stąd chodźmy. –Powiedział mężczyzna i złapał rudowłosą za rękę. Zaczęli iść szybko dróżką, rozglądając się niespokojnie na wszystkie strony. Gabriel szedł pierwszy i świecił przed nimi latarką. Trzymał Elizę za rękę, która ciągnęła za sobą Małą za obrożę, która groźnie warczała w przeciwną stronę.
Usłyszeli za sobą długie, przeciągłe wycie.
-Cholera, wilki albo kojoty! –Krzyknął mężczyzna i tym razem zaczęli biec. –Musimy jak najszybciej dobiec do bramki, wejdziemy na działkę i będziemy bezpieczni. Wszystko jest otoczone wysokim płotem.
Czuł jak ręka Elizy drży, nic nie mówiła, ale czuł jej strach. Jak zresztą też swój. Potykali się co chwila o coś, ale biegli dalej ile sił. Wbiegli w lasek i wtedy usłyszeli za sobą warczenie, tym razem ni Małej.
-Gabriel, one są za nami! –Krzyknęła zrozpaczona kobieta i mocniej ścisnęła jego dłoń. –Boję się!
-Już… prawie… -Co słowo brał wdech, bo brakowało mu już tchu, by mówić. –Nie odwracaj się, tylko biegnij!
Słyszeli za sobą tupot łap, które uderzały o ziemię co sekundę i zbliżały się coraz szybciej.
Nagle zobaczyli  przed sobą zarys bramki.
-Już jesteśmy, szybciej! –Wydyszał Gabriel i w tym momencie usłyszał krzyk Elizy.
-Mała! Nie! Wracaj!
Odwrócił się i zobaczył jak rottweiler biegnie na dwa zmierzające ku nim wilki.
-Eliza, chodź! –Pociągnął ją za rękę, ale ta nie chciała iść. –Ok., biegnij do bramki, a ja pomogę Małej, ok.? –Powiedział chyba nie do końca świadom swoich słów. –Ale biegnij! –Tym razem głośniej krzyknął. Kobieta drgnęła i ruszyła przed siebie.
Powietrze przedarł odgłos walki zwierząt. Gabriel rozejrzał się szybko i złapał pierwszy lepszy kij. Podbiegł szybko do zwierząt i zamachnął się. Najpierw uderzył jednego wilk, który głucho szczeknął, a potem drugiego. Złapał suczkę za obrożę i pociągnął w stronę bramki, co było nie lada wyzwaniem, bo pies wciąż się rzucał. Usłyszał za sobą, że jednak wilki nie odpuściły i biegną za nimi.
-Gabriel, szybko! –Usłyszał głos kobiety, która otworzyła bramkę.
Z całych sił pociągnął psa i wbiegli na działkę. Eliza szybko zatrzasnęła bramkę i odetchnęła. Wilki podbiegły pod płot i groźnie zawarczały. Mała odpowiedziała im tak samo.
-Chodź. –Powiedział nerwowym głosem mężczyzna i pociągnął rudowłosą za sobą. Cali się telepali. Nogi mieli jak z waty i żadno się nie odzywało przez drogę do domu. Mężczyzna otworzył drżącą ręką drzwi i weszli do środka. Teraz w świetle dopiero zobaczyli jacy są brudni i wynurani.
Weszli do kuchni, nie rozbierając się i nie zdejmując nawet butów.
-Nie wiedziałam, że tu są wilki. –Powiedziała po cichu Eliza, siadając powoli przy stole.
-Bo nie ma… Nie wiem co one tu robią i dlaczego tak daleko zawędrowały. –Odpowiedział Gabriel i usiadł naprzeciw niej. Po chwili zobaczył, że nadal drży. Twarz miała skrytą w dłoniach. Postanowił usiąść koło niej. Objął ją ramieniem i przytulił.
-Tak strasznie się bałam… -Wydukała, lecz nie płakała.
-Już jesteś bezpieczna. Nie bój się, spokojnie. –Przejechał swoją ręką po jej ramieniu i wtedy syknęła. -Co?
-Ehh nie wiem... –Odparła i zdjęła płaszcz. Zsunęła z ramienia bluzkę i ich oczom ukazała się paskudna, głęboka rana.
-Co to… -Zaczął mężczyzna ze dziwieniem. –Jak to? Gdzieś ty sobie to zrobiła??
Kobieta tylko na niego spojrzała i przeniosła wzrok na psa., który leżał przy ścianie…
/ Angel.Park

10 komentarzy:

  1. Świetny rozdział! Rozwaliła mnie myśl Gabriela o rozbieraniu wzrokiem. xD
    Gdy zaczęli uciekać przed wilkami, twarz sama przykleiła mi się do monitora. :) Dobrze, że Małej nic się nie stało. ;]
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział.:)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne! Sama chcilałabym obejrzeć taki deszcz meteorytów. Jak biegli przez las, to ja sama zaczęłam się bać tych wilków. I jeszcze to, jak Mała odbiegła od nich, to ciągle myślałam: Boże nie, nie, nie, nie!! Ale dobrze, że nic się z nią nie. stało :D
    Pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  3. Informuję, że na http://silent--love.blogspot.com/ pojawił się nowy rozdział. Jeśli znajdziesz czas, serdecznie zapraszam. :)
    Pozdrawiam,
    black_girl
    (niezalogowana)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały rozdział i dobra akcja ;D hehe xD A z tymi wilkami to przypomniało mi się dzieciństwo. Jak myślałam, że w każdym lesie się one na mnie czają ;P Świetnie piszesz ;) ~ Numb.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniale !! Wbijaj do mnie :) Nowy post ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. świetne ! nowy wpis ;)
    /zakochananarkomanka

    OdpowiedzUsuń
  7. Rewelka! Rozkręcasz :D Gabriel o rozbieraniu wzrokiem xD genialne !
    Dawno mnie nie było muszę nadrobić straty, u mnie nareszcie nowa notka ;*** www.krwawa-melancholia.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  8. Genialny rozdział. Byłam taka zdenerwowana jak czytałam fragment o wilkach, nie wiedziałam czy zdążą uciec i na szczęście zdążyli.Jestem strasznie ciekawa dalszych losów Gabriela.

    zapraszam na: http://misterio-de-la-vida.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Hejka, nominowałam Cię do Versatile Blogger Award ;) http://in-pieces.blog.pl/2013/04/16/versatile-blogger-award/ I mogłabyś informować mnie o nowych rozdziałach ? :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozdział super . Ta muzyczka w tle mnie rozwala jest świetna sama mam tyle takich na telefonie ^^

    OdpowiedzUsuń